Górowanie z psem, część pierwsza, czyli parę słów o sprzęcie
- juliakazimierska
- 26 lip 2021
- 4 minut(y) czytania
Było trochę próśb z Waszej strony, żebym rozpisała się bardziej na temat czerwcowej wędrówki po górach, także pokonałam swojego wewnętrznego lenia (ale tylko na chwile) i postanowiłam coś nabazgrać. Baa! Nawet można powiedzieć, że rozpisałam się aż za bardzo, bo w efekcie powstały aż trzy wpisy! Przed Wami pierwszy z nich, a dwa kolejne pojawią się niebawem. Jednak od razu uprzedzam, że w żadnym z nich nie znajdziecie typowego podsumowania, bo takie już wisi na naszym Facebooku od dobrego miesiąca :) Także kto jeszcze go nie czytał, to zapraszam!

Na pierwszy ogień weźmy sobie SPRZĘT (gdyż o to pytań było najwięcej).
Hmm, trzy tygodnie to dość dużo czasu, więc w sumie normalnie spakowałabym dla Tajgi całą jej szafę (tak, Tajg ma własną szafę XD), ale jak się weźmie pod uwagę fakt, że te wszystkie rzeczy będzie się nosić na swoich własnych, biednych plecach to ochota wzięcia tego wszystkiego szybko mija. Gwarantuje Wam to. Czyli co tak naprawdę jest niezbędne?
•••
Po pierwsze chrupki, którymi pasożyt będzie się żywił. Rzecz najcięższa z tego wszystkiego i niestety bez niej się nie obejdziemy... więc to trzeba jakoś przeboleć (ale pocieszę Was, że akurat ta rzecz znika i z dnia na dzień plecak jest lżejszy, co BARDZO cieszy).
Tajga je 200 gram dziennie, co na 3 tygodnie wyszłoby mi około 4 kilogramów, ale jak wiadomo Tajga jest małą oszustką i z powodu swojej kontuzji szła z nami tylko ostatnie 9 dni, więc w efekcie tylko przez te dni niosłam jej karmę, już w dużo mniejszej ilości, bo tylko 1,8 kilograma, więc już tragedii nie było.
Natomiast Adeline (drugi pjesek który z nami tuptał) je jakieś 220 gram karmy dziennie, co na cały okres wyjazdu dało nam około 4,6 kilograma karmy. Ale na czas kiedy nie było z nami Ohydka ohydnego, chrupki Adeline podzieliśmy na dwie osoby i jakoś taka opcja dała radę.
Teraz jak sobie myślę, to można by spróbować pokombinować z podzieleniem tej karmy w domu np na porcje 3-4 dniowe (albo nawet większe - tygodniowe czy cuś) i znaleźć kogoś do pomocy, kto nadawałaby nam takie porcje chrupek do paczkomatów. Choć z drugiej strony wymagałoby to dość dużej organizacji i przewidywania gdzie się będzie za kilka dni, plus koszty wtedy by sporo wzrosły. Ale do przemyślenia to jest! A, no i jak macie jakieś własne pomysły na rozwiązanie noszenia takiej ilości karmy to koniecznie dawajcie znać! Me plecy będą wdzięczne.
Po drugie dokumenty i apteczka! Na ten temat będzie krótko. Dokumenty - czyli książeczka zdrowia + ewentualnie paszport gdy wybieramy się gdzieś za granice. A apteczka to rzecz niezbędna, więc mieć ją po prostu trzeba, a co powinna zawierać znajdziecie na pierwszej lepszej stronie, więc tu Wam tego oszczędzę.
Po trzecie smycz. Mym zdaniem najlepiej sprawdza się smycz z amortyzatorem z możliwością przypięcia jej o pas biodrowy plecaka, dzięki czemu ma się wolne ręce. Natomiast co do jej długości to wydaje mi się, że jest to już bardziej kwestia indywidualna. Hmm, ewentualnie warto wziąć pod uwagę to, żeby mieć miejsce na swobodny krok, kiedy pies idzie na niej przed nami, ale jednocześnie, żeby nie była zbyt długa i nie plątała się za każdym razem pod nogami, kiedy na przykład pies postanowi się na chwile zatrzymać i coś powąchać. Mi się osobiście wygodnie chodzi z Tajgą na 150 centymetrach.
Po czwarte szelki. Również kwestia indywidualna każdego futrzaka, ale im dla niego wygodniejsze tym będą lepsze! Tajga z Adeline przez cały wyjazd testowały szelki Truelove Lumen i na ich temat będzie osobny post, z recenzją. Jednak w skrócie powiem, że sprawdziły nam się bardzo dobrze! A rączka przy nich to cudowny wynalazek. Po piąte obroża z adresówką. Niby można sobie oszczędzić brania obroży i adresówkę przypiąć do szelek, ale ja jakoś bezpieczniej się czułam kiedy Tajga przez cały czas miała na sobie obróżkę z adresówką, szczególnie, że na noc czy nawet na niektóre postoje szelki miała zdejmowane.
Po szóste buty. Również rzecz nie niezbędna, ale w sumie to się przydawały, na odcinkach po gorącym betonie czy kamieniach, albo do ochrony jeszcze nie do końca zagojonej opuszki Tajgi i chyba ta opuszka było głównym powodem spakowania ich do plecaka. Szkoda tylko, że jeden bucik uległ zgubieniu (ohh Ohydku nie warto było wchodzić do tego bagna).
Po siódme kubraczek i o dziwo to akurat bym wpisała na listę rzeczy niezbędnych. Jak pada to psiak trochę mniej zmoknie (i późnij jest przyjemniej z takim psem w namiocie, haha), a oprócz tego często przydaje się wieczorami, kiedy po całodniowym marszu zatrzymujemy się, żeby rozbić namiot. Wieczorem nagle robi się dużo chłodniej, no i w połączeniu z długim postojem spadek temperatury jest odczuwalny jeszcze bardziej. Sama czasami zakładałam wtedy kurtkę puchową oraz czapkę. Psom też nie było najcieplej, na co na początku nie wpadliśmy, więc Adeline pokazała nam to drugiego dnia w dość dobitny sposób, robiąc dziurę w namiocie... no ale coż, chciała się po prostu ogrzać.
Po ósme (to się w ogóle tak jeszcze odmienia? XD) woda i jakaś miseczka.
O odpowiednią ilość wody po prostu trzeba zadbać. Uzupełniać jej zapas warto przy każdej możliwej okazji - sklepy, strumyki i tak dalej. Ale oprócz tego warto zaplanować trasę tak, żeby zbiorniki wodne były w miarę po drodze - wtedy dodatkowo można psa schłodzić (i siebie również).
Co do misek to my mieliśmy trzy, takie najprostsze plastikowe, na trzy osoby i dwa psy, no i jakoś to działało. Choć następnym razem chyba zapakujemy cztery to będzie wygodniej.
Po dziewiąte długa linka. Ją po prostu fajnie mieć na postojach oraz w miejscach gdzie chcemy spuścić psa z krótkiej smyczy, a regulamin nie za bardzo na to pozwala... Ale przyda się też kiedy mamy do wysuszenia mokre koszulki po praniu!
I po dziesiąte, to już tak całkiem dodatkowo, ale wzięłam Tajdze piłeczkę na sznurku, bo tak długi czas bez jakiejś zabawki byłyby trochę za smutny.
Z psich rzeczy to chyba tyle! A na temat rzeczy, które spakowałam dla siebie wpisu nie będzie, ewentualnie mooże kiedyś coś takiego stworzę.
A no i jeszcze wrzucam tu trzy odpowiedzi na pytania, które pojawiły się najczęściej:
Czy warto brać aparat na taką wędrówkę?
TAK! Na początku też się wahałam, ale zdecydowanie BRAĆ! Ja nie żałuje :D
Ile litrów miał twój plecak i ile ważył?
Mój plecak ma litrów 40 i zmieściłam w niego rzeczy moje i Tajgi na trzy tygodnie :) A ważył jakieś 17 kilogramów? Głównie przez karmę dla psów i aparat.
Jak radziliście sobie z ładowaniem elektroniki?
Zabawna sprawa, ale mieliśmy ze sobą 8 (lub 9? XD) powerbanków (na szczęście nie niosłam ani jednego haha), a oprócz tego ładowaliśmy wszystko przy każdej możliwej okazji - na stacjach benzynowych, w schroniskach, w barach itp.
Kommentare