Planowanie psiego życia, czyli treningów, spacerków i leniuchowania!
- juliakazimierska
- 21 lut 2021
- 6 minut(y) czytania
Pomysł, żeby nabazgrać parę słów o planowaniu i organizowaniu psiego czasu, w mojej głowie pojawił się już dość dawno, a teraz w końcu znalazłam chwilę na zrealizowanie go... także zapraszam!

Wszystko zaczęło się jakoś rok temu, w kwietniu, kiedy to stwierdziłam, że mam dość gubienia się w treningach i spacerach Tajgi... ile czego było, co się działo i co powinno się dziać jutro? No oszaleć było można, więc zaczęły się małe próby planowania i zrobienia porządku w tym wszystkim. Nie powiem, wciągnęłam się w to i po jakimś czasie wypracowałam sobie pewną rutynę. Wreszcie zapanował porządek, a co najlepsze, jakość naszych treningów drastycznie się poprawiła, bo bardziej zaczęłam nad tym wszystkim panować.
•••
Dziennik treningowy:
Przejdźmy do sedna, czyli do dziennika treningowego - mym zdaniem rzeczy niezbędnej podczas planowania. Hmm, nie zdziwicie się, gdy powiem, że ładne i porządnie zrobione rzeczy łatwiej i o wiele przyjemniej (!) się prowadzi. No i niestety, akurat w tej sprawie trochę kuleje, bo w ładne rzeczy umiem średnio, ale staram się! Preferuje sobie tutaj kredki, pióro, koniecznie z czarnym wkładem (!) i zeszyt w kratkę z grubymi stronami. Jednak są to moja dziwactwa. Niech każdy znajdzie tu coś dla siebie! Pełna dowolność, ważne, żeby zeszyt był miły dla naszego oka, po prostu.
Budowa:
Na początku warto wspomnieć, że dziele sobie cały rok na miesiące i każdy miesiąc ma taki sam schemat, wtedy najłatwiej mi nad tym wszystkim zapanować.
Po pierwsze, kalendarz z legendą! Rysuję sobie najzwyklejszy kalendarz danego miesiąca, a pod nim tworzę legendę z rzeczami, które będą się w danym miesiącu działy. Robię to dość dokładnie, czyli np. kwadrat, pachołek, aport, chodzenie przy nodze, pozycje z marszu, patyczki, spacer, dzień wolny, fitness, owieczki... i tak dalej. Piszę mniej więcej wszystko, co będziemy robić w tym czasie. Później służy to temu, że każdego dnia zaznaczam, w kalendarzu co robiłam - dzięki temu łatwiej mi uniknąć za dużej/małej ilości treningów/spacerów. A oprócz tego, gdy czasami sobie narzekam, że dane ćwiczenie cały czas nam nie idzie, a potem zerkam, ile razy je ćwiczyłam, to nagle się okazuje, że nie ćwiczyłam go prawie wcale, więc już narzekać nie mogę.
Po drugie, cel! W planowaniu rzecz niezbędna! Hmm, ja zawsze zapisuje je (piszę to w liczbie mnogiej, bo często celi mam kilka) na początku miesiąca, ale koniec danego miesiąca nie jest moim terminem „ukończenia” celu(!). W ogóle w pracy z Tajgą nie lubię sama narzucać sobie terminów, bo wtedy tworzy się ich zbyt wiele, zaczynam się spieszyć i nic dobrego z tego nie wychodzi. Wole jak termin tworzy się sam, na przykład w postaci nadchodzących zawodów, albo treningu z trenerem, gdzie Tajga już musi mieć ogarnięty pewien poziom, żeby iść dalej. Wtedy jest ich mniej i są one bardziej realne.
W sumie też określenie „ukończenie celu” nie jest tu zbyt dobre, bo ja raczej je sobie przekształcam, stawiając coraz wyższą i wyższą poprzeczkę - każda rzecz, którą nawet już dość dobrze umiemy, możemy przecież robić lepiej. Więc zapisując cel, zaraz pod nim, piszę na jakim etapie w tej chwili jesteśmy. Dzięki temu po jakimś czasie (porównuje to co miesiąc) jestem w stanie stwierdzić czy posunęłyśmy się w danej rzeczy do przodu i tu są trzy opcje:
Pierwsza, kiedy wiedzę progres, wtedy kontynuuje robienie danej rzeczy tym samym sposobem, ewentualnie lekko ją modyfikuje i zwiększam kryteria.
Druga, kiedy nic się nie zmieniło, wtedy zaczynam myśleć nad innym sposobem i zastanawiam się, czy nie popełniłam jakiegoś błędu.
Trzecia, kiedy jest gorzej, tak zdarza się raczej rzadko, ale wtedy tak samo, jak w opcji drugiej zaczynam myśleć nad innym sposobem i zastanawiam się, czy nie popełniłam jakiegoś błędu. Tutaj jednak dużo częściej wychodzi na to, że ja popełniłam jakiś błąd.
Ostatnio też odkryłam, że w analizie treningów, bardzo pomocne są filmiki! Serio! Więc polecam nagrywanie się.
Zostawiam Wam jeszcze, przykład jak wygląda u nas taki rozpisany cel:
Cel: Lepsze namierzanie pachołka z większych odległości (+10m), nierobienie „banana” podczas omijania go i większa prędkość.
W tej chwili: Tajdze bardzo trudno jest namierzyć pachołek, szczególnie gdy jest daleko, przez co na początku biegnie do niego bardzo niepewnie = niska prędkość, oprócz tego nie omija go ciasno.
Po miesiącu pracy: Tajga dużo lepiej namierza pachołek, pomogła jej tu przed-komenda (opcja pierwsza), dzięki czemu poprawiła się też prędkość. Jednak nadal robi „banana” i nie umie ominąć pachołka ciasno (opcja druga).
Po trzecie, podział na tygodnie! Żeby wszystko było dokładniejsze, rozbijam sobie miesiąc na tygodnie. Wiem już, jakie mam cele na dany miesiąc, więc teraz rozpisuje je dokładniej, żeby wiedzieć, co ma się dziać na treningach w X tygodniu. Jest to już taki krótki odcinek czasu, że jak określę sobie, że w X tygodniu skupiam się na tym i na tym to już praktycznie mam zaplanowane poszczególne treningi.
Oprócz rozpisania celów dzielę sobie jeszcze tydzień na życie i trening (rozdzielam Tajdze prace na treningach, a w życiu np. na spacerach, więc w zeszycie też mam to podzielone - nie miesza mi się to wtedy), plus zapisuję ilości - ile czego chce, żeby pojawiło się w X tygodniu.
Teraz już tak naprawdę mam zrobiony dość pewny plan, bo wiem, ile razy chce coś zrobić, a co ważniejsze wiem, co chce zrobić i na czym chce się skupić.

Po czwarte, poszczególne treningi! Niby jest ten podział na tygodnie i nawet przez jakiś czas działałam sobie w takim schemacie, ale obedience to na tyle skomplikowany sport, że niestety tylko to nie wystarczało. Więc na podstawie celi, tygodni i tak dalej rozpisuję sobie (już najczęściej w telefonie), co dokładnie będę robić na danym treningu. Robię to po prostu, w punktach pisząc priorytety, kryteria i tak dalej. Hmm, nie rozpisuje w sumie każdego treningu, dobrze rozpisane tygodnie czasami mi wystarczają, ale kiedy nie mam pewności (a zwykle nie mam), na czym dokładnie się skupić na akurat tym treningu to wolę sobie go porządnie rozpisać, co do sesji, żeby nie mieć żadnych wątpliwości.
Po piąte, wnioski! Hmm, jak jeszcze jestem w stanie zaplanować sobie poszczególne treningi, to nie wyobrażam sobie każdego dokładnie podsumowywać. Czas niestety z gumy nie jest.
Dlatego, po pierwsze, zawsze robię takie trochę ogólne wyciąganie wniosków po każdym miesiącu. Piszę, z czym posunęłyśmy się do przodu, co jeszcze chce dopracować i tak dalej. Po drugie wnioski z takich ważniejszych treningów również sobie zapisuje, np. z treningu z trenerem, seminarium lub nawet z treningu, który robiłam sama, ale wydarzyło się coś, co stwierdziłam, że warto sobie zapisać i podsumować.
W tej sprawie pomagają BARDZO nagrania z treningów, o których już z resztą wspominałam. Mam nawet folder w komputerze podzielony na miesiące i tygodnie gdzie wrzucam sobie nagrania z treningów, dzięki temu mogę sobie odtworzyć większość naszych treningów, wyciągnąć wnioski. Już czekam na ten moment, kiedy za 5 lat będę oglądać treningi z tego roku, coś mi się wydaje, że będzie się z czego śmiać.


Systematyczność: Sprawa niezbędna, bez niej daleko nie zajdziemy. Koniec, kropka.
A jak to wygląda w praktyce?
No i tu bywa różnie... bo plan jest, ale nie oznacza to wcale, że trzymam się go stu procentach. Przede wszystkim dopasowuje wszystko do Tajgi - nie zabieram jej na trening, kiedy np. rozwali sobie łapę (co jest dość oczywiste), albo gdy jest po prostu zmęczona. Często też odpuszczam, gdy warunki pogodowe nam nie pasują. No bo przecież nie będę zmuszać jej w upale czy ulewie do biegania, czy nawet zostawania.
Hmm, mam tu nawet kilka takich ogólnych zasad, których się trzymam:
Nie robię dwóch treningów tego samego dnia, wliczam w to też długie i intensywne spacery - jak ma taki spacer, to treningu tego dnia nie ma. W dni, kiedy jest trening, spacery są po prostu krótsze i mniej wymagające, są całkowicie dla Tajgi, może sobie niuchać ile chce!
Minimum jeden dzień w tygodniu przeznaczam Tajdze na odpoczynek, wtedy siedzimy w domu i leniuchujemy.
Kiedy widzę, że Tajga jest zmęczona to, albo rezygnuje z treningu, albo robię na nim dużo mniej, albo utrwalam jej rzeczy, które zna i lubi (czyli tu trochę zmieniam plan).
Jak mi się bardzo nie chce (co na szczęście zdarza się rzadko) to też sobie odpuszczam, bo oprócz tego, że ma to być przecież dla mnie przyjemność (!), to wtedy też nie angażuje się w taki trening, tak jak, kiedy mi się chce Przez co Tajga stwierdza, że sumie to nie musi się starać i ćwiczenia zaczynają się sypać.
Danego miesiąca nie robię tylko rzeczy, które mam zapisane w celach. Fakt, są to moje priorytety, ale oprócz tego robię też inne rzeczy (są one zapisane w legendzie). Gdybym skupiła się tylko na ćwiczeniach „z celi” to bym chyba umarła z nudów, a co dopiero Tajga. Warto sobie urozmaicić trening, nawet o rzeczy które pies dobrze umie!
Z ważnych rzeczy mogę jeszcze dodać, że stawiam na jakość, a nie na ilość, a od niedawna (żałuje, że wcześniej nie zwracałam na to takiej uwagi!) staram się nigdzie nie spieszyć (co jest dla mnie bardzo trudne...), bo paradoksalnie wtedy efekt przychodzi szybciej, bez żadnych niepotrzebnych spin.
•••
Na to, to tyle! Podziwiam osoby, które dotrwały do końca, bo całkiem długi tekst z tego wyszedł, ale serio starałam się streścić. Miłego planowania i owocnych treningów!
Właśnie porządnie mnie zainspirowałaś! Lecę planować!